niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział 33- Zdjęcia




_____

- Jestem. Wchodzę do mieszkania. Violetta chyba zasnęła bo zawsze wychodziła mi na przywitanie. Odwieszam marynarkę do szafy w przedpokoju i idę w głąb mieszkania. Faktycznie szatynka śpi na kanapie w salonie. Biorę koc leżący na fotelu obok i przykrywam ją. Zasługuje na chwilę odpoczynku a zwłaszcza, że od spotkania z Diego chodzi zdenerwowana i przebudza się w nocy. Idę do kuchni w celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Gdy mam już otwierać lodówkę zauważam blaszkę z ciastem. Biorę nóż i już chcę ukroić sobie kawałek. 
- No ładnie.- Odwracam się gwałtownie. Violetta stoi uśmiechnięta opierając się o futrynę.- Nawet spać nie można iść bo słodycze znikną w jakiś magiczny sposób.
- Wybacz skarbie. Od dziecka mam jakiś niewyjaśniony popęd od słodyczy.
- Jadłeś chociaż coś konkretnego zanim zabrałeś się za ciasto? 
- Miałem sobie zrobić kanapki ale zobaczyłem ten sernik nie po prostu nie mogłem się powstrzymać. 
- Zrobię ci dobry obiad a ty idź się przebrać. Garnitur miał być na ślub a nie do pracy.- Całuję ją delikatnie i idę do sypialni. W szafie szukam luźniejszych ubrań. Stanowisko szefa zobowiązuję mnie do bardziej oficjalnego stroju. Przebrany idę do kuchni gdzie Violetta stoi przy kuchence i coś szykuje. Na początku miałem wyrzuty, że gotuje w domu ale sama stwierdziła, że to lubi robić. 
- Co tak ładnie pachnie?- Obejmuję ją i przytulam stojąc za jej plecami. 
- Coś dobrego. Daj mi jeszcze jakieś dziesięć minut. 
- Dobrze.- Całuję jej policzek i siadam przy wyspie kuchennej. Nalewam do szklanki soku. - Dzwoniłem do biura podróży w sprawie tego wyjazdu. Jedziemy w przyszłym miesiącu. 
- Szybko. 
- Jestem dobrym negocjatorem.- Uśmiecham się do szatynki. 
- Spróbuj mój negocjatorze.- Violetta podaje mi na łyżce danie, które właśnie przygotowuje.- Smakuje ci? 
- Tak. 
- Leon lepiej powiedz jeśli czegoś brakuje. 
- Nic nie brakuje. 
- To się cieszę.- Kobieta mierzwi moje włosy.- Verdas jaku jutro dzień?- Mam nadzieję, że nie jakaś miesięcznica czy coś. Przecież ja się na tym nie znam. Według Violetty jestem romantyczny. Żeby wiedziała w jakim jest błędzie. 
- Sobota. 
- To fakt, ale też ślub Ludmiły i Federico. Nie mów, że zapomniałeś.
- Tal jakby trochę.

~♥~

Siedzę w kościele już znudzony tym wszystkim. Pomyśleć, że kilka miesięcy temu byłem tak zdesperowany i sam chciałem się oświadczyć. Młodzi wychodzę nareszcie z kościoła z za nimi reszta gości. Czuję jak ktoś chwyta moją dłoń odruchowo odwracam się w stronę tej osoby. Uśmiecham się widząc Violette. 
- Mogłeś chociaż udawać zainteresowanego. 
- Namawiasz mnie do kłamstwa? 
- Nie do kłamstwa a do hamowania się czasami. 
- Nie możesz tak otwarcie pokazywać, że to ci się nie podoba.- Powiedzmy, że zrozumiałem. Udajemy się do samochodu. Wesele odbywa się w jakimś hotelu z tego co mówił Federico. Długi sznur samochodów jedzie przez miasto. Kogo obchodzi to, że ktoś bierze ślub.- Jak ci powiem, że będzie sernik to schowasz tą kwaśną minę? - Violetta masuje moją dłoń, która spoczywa na skrzyni biegów. 
- Nie mam kwaśnej miny. 
- Nie tylko minę typu "zabierzcie mnie z tego cyrku" 
- Skąd wiesz?- Spoglądam na nią kątem oka nadal skupiając się na drodze. 
- Obiecuję ci, że po 23:00 pójdziemy do naszego pokoju w hotelu i spędzimy tam resztę wieczoru. Okej?- Przytakuję na ten pomysł. 

~♥~

Siedzimy z Violettą w sypialni i oglądamy moje stare zdjęcia z dzieciństwa. Po wczorajszym weselu postanowiliśmy przeleżeć cały dzień. 
- Leoś byłeś uroczy jako dziecko. 
- A teraz nie jestem?
- Nie, uroczy byłeś potem dorosłeś i jesteś przystojny.- Obejmuję ją i całuję w policzek.- To twoi rodzice? Violetta podaje mi fotografię. Jestem na niej ja mój brat mama i tata. 
- Tak. 
- Dlaczego nie przedstawiłeś mi ich gdy byliśmy w Meksyku?- Tego pytania się właśnie obawiałem. Zastanawiam się chwilę. Ratuje mnie dzwonek do drzwi. 
- Pójdę otworzyć.- Idę do drzwi wejściowych mojego mieszkania. Otwieram je i zamieram. 
- Witaj sąsiedzie.- Co tu do jasnej cholery robi Hernandez? 

~♥~
Hej. 
Nareszcie dodaję rozdział.
Na razie mało się dzieje. 
Mam po prostu mega pomysł na wyjazd leonetty ale to jeszcze trochę czasu. 
Zaskoczeni? 
Diego ich sąsiadem będą mieli ciekawie. 
Jednak nie długo się nacieszą jego towarzystwem. 
Zmieniłam sobie wczoraj również prof bo nie mogłam się powstrzymać.
Te zdjęcia Jorge z tej sesji to życie.
Są po prostu idealne.
Miłej niedzieli kochani :*





sobota, 14 stycznia 2017

Rozdział 32 - Garnitur


Dawno nie było dedykacji. 
Dziś dedykacja dla stałych czytelników :) 

_____

- Leon ale przecież nic się nie stało.- Czy ona nie może pojąć tego, że się martwię. Zwłaszcza teraz gdy Diego jest na wolności i kręci się po okolicy? 
- Ale mogło. Wiesz przecież, że...
- Że się martwisz.- Przerywa mi.- Tak wiem powtarzałeś to z 30 razy w ciągu ostatnich 15 minut.- Ale czy to źle, że chcę by była bezpieczna?- Lepiej będzie dla ciebie gdy się zamkniesz i mnie przytulisz. Chyba, że chcesz zobaczyć tą złą Violette. 
- No nie chcę.- Z uśmiechem przytulam szatynkę. Nie sądziłem, że po śmierci Emily pokocham kogoś tak bardzo. Violetta jest dla mnie wszystkim.- Ale też nie chcę by coś ci się stało. 
- Jesteś gorszy niż mój ojciec.- Violetta uderza mnie delikatnie pięścią w klatkę piersiową. 
- Właśnie, kontaktowałaś się z ojcem? 
- Dzwonił wczoraj jak byłeś w pracy. Próbuje się do mnie zbliżyć ale ja nie potrafię mu jeszcze wybaczyć. 
- Daj sobie czas.- Biorę ciastko z talerza leżącego na wyspie kuchennej. 
- Przestań jeść tyle słodyczy bo będziesz gruby. 
- Od roku tak robię i się dobrze trzymam.- Wzruszam ramionami.- Idziemy gdzieś dzisiaj?
- A jak Diego nas znajdzie?- Szatynka mówi do mnie z udawanych strachem. 
- To powiem mu kilka niemiłych słów i sobie pójdzie.- Staję za kobietą i całuję jej policzek. 
- Zgodzę się ale muszę wiedzieć jakiego rodzaju to spotkanie. 
- Randką raczej nie nazwę wyjścia do galerii. 
- Zakupy? 
- Myślałem raczej o kinie, zarezerwowałem nawet bilety. 
- Kino powiadasz? O, której? 
- Za jakieś dwie godziny. 

~♥~

Wychodzimy z kina. Violetta jest widocznie zadowolona z filmu. Pomińmy fakt, że ja prawie zasnąłem jak większość facetów na sali. Najważniejsze, że jej się podobało. 
- Dziękuję Leon. 
-  Nie masz za co. To czysta przyjemność spędzić z tobą trochę czasu. 
- Ale wiedziałam, że trochę zasypiałeś.- Jaki facet nie zasypia na romansach? 
- Może trochę.- Obejmuję ją trochę bardziej.- Violetta kiedy właściwie jest ten ślub Ludmiły i Federico? 
- W przyszłym tygodniu muszę kupić sobie sukienkę a ty mój drogi garnitur. 
- Nie mogę iść w koszuli? 
- Na ślub najlepszego przyjaciela? I to jeszcze jakoś świadek? Leon proszę nie załamuj mnie. 
- Możemy zrobić to dzisiaj? 
- Jeśli jesteś chętny i masz tyle nerwów to czemu nie. 
- Chcę po prostu mieć to już z głowy.- Violetta uśmiecha się i ciągnie mnie do jakiegoś sklepu. To będzie długi dzień. 

~♥~

Siedzę już e piątym sklepie a Violetta nadal nie kupiła sukienki. W tym sklepie przymierza już 7. Mam nadzieję, że z garniturem pójdzie szybciej. 
- I jak?- Szatynka wychodzi z przymierzalni i granatowej sukience. Wygląda świetnie. 
- Pięknie.- Uśmiecham się delikatnie do mojej dziewczyny. 
- Nie kłamiesz? 
- Nie no serio wyglądasz świetnie.- Sukienka idealnie podkreśla jej talię i uwydatnia jej zgrabne nogi. 
- No nie wiem.- Niezdecydowana przegląda się w lustrze. Podchodzę od niej i obejmuję w pasie. 
- Mi się bardzo bardzo podoba.- Mówię na tyle cicho by tylko ona mogła to usłyszeć. 
- Mi też ale nie jest czasami trochę za droga? 
- Jak ci się podoba to cena nie gra tu roli. Kupimy ją.- Violetta całuje mój policzek i znika za drzwiami przymierzalni. Przebrana już w swoje ubrania wychodzi. Przy kasie płacę za sukienkę i wychodzimy ze sklepu. 
- Leon jak to możliwe, że nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy. Przecież oboje znamy Ludmiłę i mogliśmy spotkać się chociażby na jej urodzinach. W ogóle dlaczego nazywasz ją swoją siostrą? - Tyle pytań a ja nie wiem co powiedzieć.
- Nie przychodziłem na urodziny nikogo z moich znajomych.
- A no tak Leon Verdas jest niezależnym facetem i nie chodzi na urodziny przyjaciół.
- Takim niezależnym, że pozwala się zaprowadzić swojej dziewczynie by kupić garnitur.
- Jesteś jakby na mojej uwięzi kochanie.- Całuję policzek szatynki i uśmiecham się. Nie jestem pod jej pantoflem po prostu chcę sprawić jej przyjemność. Nie zawsze słucham jej poleceń. Jak zarządziła zdrowe odżywianie to i tak jadłem moje ulubione czekoladowe ciastka i pizze. To, że czasami mnie o coś poprosi i to zrobię chyba nie jest dziwne. Wchodzimy do sklepu z odzieżą męską Violetta od razu rzuca się w stronę garniturów. Chwilę coś przegląda i wyciąga czarny komplet.
- Przymierz- Podaje mi wieszak z ubraniem. Biorę je od niej i wchodzę do małego pomieszczenia by przymierzyć. Wychodzę na zewnątrz.- Chodź tu.- Kobieta wyciąga ręce w moją stronę. Poprawia coś i chwilę mi się przygląda.
- Jest aż tak źle?
- Jest świetnie.-  Po krótkiej dyskusji kupuję całkiem inny garnitur. Violetta uznała, że ten drugi leży na mnie lepiej a ja uważam, że jest o wiele wygodniejszy.
- Proszę, proszę kogo tu moje oczy widzą.- Hernandez. Dlaczego z każdej możliwej osoby spotkaliśmy właśnie go. Czuję jak Violetta mocniej zaciska moją dłoń i przysuwa się do mnie.
- Odejdź.
- Przyszedłem tylko po to co moje.- Szarpie Violettę i odciąga ją ode mnie.
- Leon!- Odpycham mężczyznę i przytulam roztrzęsioną Violette.
- Jeszcze mnie popamiętacie.
- Rób tak dalej a zgnijesz w pierdlu. Groźby i nachodzenie są karalne.- Obejmuję szatynkę i wymijam Diego.

~♥~
Hej. 
Niby rozdziały miał być rzadziej ale są częściej. 
Mała konfrontacja z Diego zaliczona. 
Będzie go teraz trochę więcej. 
I znowu ktoś zginie zapowiadam. 
Śmierci trochę będzie bo bym nie była sobą jakby jej nie było. 
Jednakże raczej rozstania Leonetty nie będzie. 
Chyba, że mi się coś odwidzi. 
Ale raczej nie. 
Wysyłam tysiąc uścisków i widzimy się niebawem. 
Zapraszam was również do zakładki zapytaj bohatera bo trochę tam cicho :)  

sobota, 7 stycznia 2017

Rozdział 31- O cholera




____

Od śmierci Damiena minęło pięć miesięcy. Początki dla Violetty jak i dla mnie były trudne. Przez pierwszych kilka tygodni niby było dobrze ale właśnie zawsze jest jakieś "ale", więc pewien okres Violetta jakby stwarzała sobie fikcję tego, że Damien żyje "wołała" go na obiad a wieczorem siedziała w jego pokoju "czytając"mu bajki na dobranoc. Potem to minęło ale wolałem tamto niż smutną i zapłakaną Violette. Jednak i to ostatnie minęło i jest w miarę dobrze. W miarę to znaczy jeszcze czasami w nocy słyszę jej szloch ale w takiej sytuacji ją przytulam nic nie mówię po prostu jestem. Sama Violetta stara się by wszystko się ułożyło. Jeszcze nie do końca wierzę jak w kilka miesięcy się zmieniłem. Jeśli chodzi o to jak ja to przeżywałem to byłem i nadal jestem w szoku. Mogłem poczuć, że dla kogoś jestem wzorem a ten ktoś czuł, że ma ojca. Moje rozmyślenia przerwała Violetta, która wróciła do domu. 
- Jak zakupy? 
- Dobrze, Ludmiła mnie wykończyła.- No tak ślub coraz bliżej. Miał być wcześniej ale z wiadomych przyczyn Ludmiła i Federico wybrali inną dat. 
- Połóż się zrobię ci kawę. 
- Herbatę ostatnio piję za dużo kawy. 
- W porządku.- Idę do kuchni by zrobić sobie i szatynce herbatę. Stoję przy szafce i szukam cukru. Czuję drobne ramiona oplatające mnie w pasie. 
- Nie miałaś czasem odpoczywać? 
- Miałam, ale wolę się przytulić do mojego chłopaka. 
- Twój chłopak szuka cukru i niestety puki co musi się ruszać...
- Szadka obok lodówki.- No jasne jak Violetta nie znajdzie to przepadło. Biorę cukier i kończę robienie herbaty. 
- To co robimy? 
- Muszę ci coś pokazać.
- Mam się bać? - Uśmiecham się do niej. Ciekawe co chce mi pokazać. Idziemy do sypialni i siadamy obok siebie na łóżku Violetta wyciąga tablet i chwilę czegoś szuka w internecie. 
- Spójrz.- Pokazuje mi stronę z ofertami wakacji.- Pomyślałam, że powinniśmy gdzieś pojechać. Najbardziej podoba mi się oferta wyjazdu w Alpy. Wiem, że to daleko ale... 
- W porządku.- Mówię patrząc w jej oczy. Jeśli to ją uszczęśliwi to czemu nie. 
- Na prawdę?- Kiwam twierdząco głową .- Jesteś wspaniały Leon. Od początku wiedziałam, że jesteś dobrym człowiekiem. Tylko trochę się z tym kryłeś pod maską gbura i pracoholika. Taki romantyk z ciebie. - Że niby ja romantyk? 
- Romantyk? 
- Tak. Przystojny romantyk. 
- Bardzo przystojny?
- Bardzo.- Violetta delikatnie mnie całuje. 

~♥~

Wychodzę z łazienki i idę do pokoju. Szukam jednej z bluz bo umówiłem się z Federico, że pomogę mu kupić garnitur. Zachciało mu się ślubu. 
- Violetta widziałaś gdzieś moją bluzę? Tą bordową taką. 
- Nie widziałam.- Odwracam się w jej stronę. Violetta siedzi sobie na łóżku uśmiechnięta ubrana w moją bluzę. 
- A podobno jej nie widziałaś. 
- Bo to nie bordowy a wiśniowy.- Jak dla mnie czerwony. 
- Ehh kobiety.- Wyciągam z szafy jeden z ulubionych swetrów. Chodzę w swetrach okej?  
- Nie Leon tylko nie ten sweter. 
- Dlaczego?- Co ona ma do mojego sweterka? 
- Bo wyglądasz w nim jak stary dziadek.- No wypraszam to sobie. Ja się produkuję dwa razy w tygodniu na siłowni by słyszeć od własnej dziewczyny takie rzeczy. A nie przepraszam wczoraj mówiła, że jestem przystojny. 
- To co mam założyć? 
- Zdejmij tą koszulkę i załóż koszulę i na to czarną skórzaną kurtkę. 
- Stylistka. 
- Żebyś wiedział. Idź już Federico czeka. 
- Skąd wiesz? Napisał mi sms bo ty jak zwykle nie odbierasz.- Uśmiecham się do niej na pożegnanie i wychodzę. Przed budynkiem widzę srebrne BMW Włocha. 
- Siem.- Wsiadam do jego samochodu. 
- Cześć.- Lustruje mnie wzrokiem. Przestań bo jeszcze pomyślę, że zmieniłeś orientację kolego.- Coś się tak odstawił jak szczur na otwarcie kanału?- Jeszcze jedno słowo a garnitur to kupisz nie na ślub a na pogrzeb. 
- Violetta. 
- Przyzwyczajaj się. 
- Nie muszę. 
- O cholera.- Fedrico obserwuje coś za szybą. 
- Co jest? 
- Hernandez kręci się wokół budynku. 
- O cholera. 

~♥~
Hej.
A co to się stało dwa rozdziały w tygodniu. 
Miałam napływ weny to musiałam go wykorzystać. 
Jak widzimy darowałam sobie opisy jak to było źle po śmierci Damiena. 
Mamy taki jak mi się wydaje pozytywny rozdział i pełen Leonetty. 
Powrót Diego nie będzie wróżył nic dobrego. 
Albo kogoś zabije albo ktoś pójdzie siedzieć. 
Nad tym pomyślę. 
Jak widać rozdział minimalnie dłuższy niż zawsze. 
Planuję jeszcze 9 rozdziałów ale jak wyjdzie to się zobaczy bo początkowo jak zaczynałam tworzyć opowiadanie miało być ich tylko 30. 
Mam jeszcze kilka pomysłów więc będę korzystać póki są :) 
Teraz będzie trochę dużo Leonetty i będzie słodko aż dostaniecie cukrzycy. 


czwartek, 5 stycznia 2017

Rozdział 30 - Zamknął oczy 2/2




____

Violetta zapłakana wchodzi do pokoju. 
- Co się stało? 
- Leon musimy jechać do szpitala.- Roztrzęsiona próbuje zebrać rzeczy ze stolika. 
- Violetta spokojnie. Nie możesz jechać tam w takim stanie. 
- Leon ja muszę.- Violetta coraz bardziej płacze. 
- Wiem, że musisz kochanie.- Gładzę delikatnie jej policzek. Violetta jest bardzo roztrzęsiona więc musiało stać się coś bardzo poważnego.- Napij się.- Podaję jej szklankę z wodą. Szatynka chwyta szklankę bierze z niej łyk i siedzi chwilę patrząc w przestrzeń pustym wzrokiem.
- Możemy już jechać.- Mówi cicho.- Ale najpierw proszę przytul mnie.- Delikatnie biorę ją na swoje kolana i przytulam. Jest jak małe bezbronne dziecko. 
- Co się stało dokładnie? 
- Damien jest w stanie krytycznym. Leon proszę jedźmy już. 
- Dobrze ale masz być spokojna. Damien jest pod dobrą opieką. 
- Leon ale ja się o niego martwię.
- Da radę to silny chłopak. Idziemy?- Wychodzimy z mieszkania. Samochodem jedziemy do szpitala. Violetta wysiada przed budynkiem a ja udaję się w poszukiwaniu miejsca gdzie mogę zaparkować. Po zostawieniu samochodu na parkingu idę do szpitala pod tą salę co zawsze jednak jest pusta. 
- Przepraszam gdzie jest chłopiec z tej sali?- Zaczepiam pielęgniarkę na korytarzu. 
- Jest pan kimś z rodziny? 
- Tak jakby ojcem.- W pewnym sensie mogę chyba nazwać się jego ojcem. 
- Drugie piętro sala numer 34.- Dziękuję i udaję się we wskazane miejsce. Zaglądam przez szybę w drzwiach do pomieszczenia. Jak przypuszczałem jest tam Violetta i nieprzytomny. mały. Powoli wchodzę do sali. 
- Co jest? 
- To już chyba koniec.- Violetta mówi beznamiętnie. 
- Co ty mówisz? 
- Leon on umrze.- Co? Przecież to niemożliwe. Ja a co dopiero Violetta załamię się. 
- Kochanie nie mów tak.- Ścieram z policzka jej łzy. Violetta w całych sił przytula się do mnie. 
- Chciałabym wierzyć, że będzie dobrze ale nie mam już na to chwil. 
- Będzie dobrze. Musi być. 
- Dziękuję, że ze mną jesteś. 
- Zawsze będę. 

~♥~

Spędzamy kilka godzin w sali szpitalnej. Przez ten czas panuje cisza a my jakby liczymy na cud. Jedyny dźwięk to ten, który wydaje z siebie urządzenie do całodobowego monitorowania pracy serca ale to "pip" jeszcze bardziej dołuje człowieka. 
- Leon pójdę po coś do picia. 
- Ja mogę pójść. 
- Nie, chcę się trochę przejść. Chcesz coś? 
- Kawę.- Violetta wychodzi z sali a ja zostaję zam z małym. Wpatruję się chwilę w dal. Decyduję się złapać chłopca za rękę. 
- Kocham cię jak własnego syna, wiesz? Jak już będziesz zdrowy to pójdziemy razem na mecz albo na ryby sam wybierzesz. Jeśli będziesz chciał pokażę ci mój motocykl a jak mama nam pozwoli to pojeździmy po okolicy.- Nigdy nie myślałem nad posiadaniem dziecka ale dzięki Damienowi wiem, że taka pociecha w domu to skarb. Mam wrażenie, że drobna rękę Damiena zaciska się na mojej dłoni. Ale to się dzieje naprawdę patrzę na niego a jego oczy są delikatnie otworzone i spoglądają na mnie. 
- Powiesz mamie, że bardzo ją kocham?- Mówi swoim słabym głosem a ja kiwam twierdząco głową. - Dziękuję tatusiu. Kocham cię.- W pierwszej chwili nie jestem świadom tego co się dzieje. "Tatusiu" to słowo krąży moją w mojej głowie zagłuszając dźwięk jednej z maszyn. Na ekranie pojawia się prosta linia, która mówi sama za siebie. Nawet zdenerwowani lekarze nie są w stanie wybudzić mnie z transu. Bo ja nie wierzę w to co się dzieje. Przecież to niemożliwe mieliśmy tyle planów. Słowa lekarza docierają do mnie z opóźnieniem. Damien nie żyje.  

~♥~
Hej. 
PROSZĘ NIE BIĆ OSTRZEGAŁAM, ŻE KTOŚ UMRZE
No więc kto się spodziewał takiego obrotu spraw? 
Miałam to zaplanowane od kwietnia jakoś. 
Ciekawe jak bardzo Violka się nam załamie? 
Nad tym pomyślimy. 
Może jakieś znicze w kom [*]
Pocieszę was to nie pierwsza nie ostatnia osoba, która tu umrze jeszcze mam zaplanowane dwie. 
Luz to nie Leonetta. 
Verdas to się dopiero rozkręca i niedługo ( gdzieś za 10 rozdziałów) poznacie wszystkie jego tajemnice. 
A ze spraw organizacyjnych to myślę, że to nieregularne dodawanie wyszło mi na dobre bo mam czas na przemyślenie i dokładne opisanie wszystkiego. 
Więc rozdziały będą dłuższe takie a może nawet bardziej niż na początku. 
A teraz dobranoc moi mili :) 

O mnie


Werka ale duża cześć moich znajomych mówi do mnie Halincia. Czemu? Sama nie wiem? Mogę cały dzień przeleżeć i oglądać ulubiony serial. Nie wiem kim chce jeszcze być czas pokaże. Muzyka jest jedną z moich pasji kocham śpiewać. Po za muzyką uwielbiam również literaturę. Dużo czytam i piszę. Uwielbiam romantyczne historie. Ile mam latek? Hot 14. Boję się dentysty pająków i Ciem. Żyję całym życiem mam optymistyczny pogląd na świat. Bardzo szybko się wzruszam. Uwielbiam ogniska ze znajomymi i wypady do kina. Mieszkam na wsi i tu się wychowałam spokój i cisza. Tyle co można się o mnie ciekawego dowiedzieć. Żona Jorge Blanco. Nie no ale w przyszłości kto wie.