Rozdział z dedykacją dla każdego kto go przeczytał.
___
Wchodzę do szklanego budynku największej agencji detektywistycznej w Ameryce Południowej. Pierwszy raz od miesiąca tu przychodzę. Nie nie miałem urlopu. W moim zawodzie to niemożliwe. Podobnie z założeniem rodziny. Nawet gdyby to i tak nie mam czasu. Podchodzę do drewnianych drzwi numer 22 opuszkami palców przejeżdżam po tabliczce z napisem "Leon Verdas". Wchodzę do mojego biur nic się nie zmieniło. Rozsiadam się wygodnie w moim czarnym skórzanym fotelu. Włączam laptop marki Apple wpisałem hasło i już po chwili widzę pulpit. Nareszcie oddam się temu co kocham. Praca. W tym czasie gdy mnie nie było przysyłano mi różne dokumenty na maila. Ale to nie to samo co dostanie zlecenia i wyjazd na miejsce. Tęskniłem za tym. W pewnej chwili gdy szukałem akt ostatniej sprawy drzwi do mojego miejsca pracy otworzyły się. Za dębową konstrukcją stał mój najlepszy przyjaciel.
- Leon! Jak miło cię znów widzieć.
- Tak,tak. Masz coś ważnego?- Wiem może to oschłe i nie miłe ale nie lubię gdy przeszkadza mi się w pracy.
- Wyluzuj.- Włoch wygodnie rozsiadł się na kanapie w moim biurze. Z jednej strony jest moim przyjacielem a z drugiej mam go dość,
- Jeśli nie masz nic sensownego do powiedzenia to możesz wyjść.- Byłem już na maksa wkurzony. Wie, że nie lubię takich zachowań.
- Przyniosłem co nowe zlecanie. Mam nadzieję, że nie nawalisz jak ostatnio.
- To nie była moja wina!- Wstałem i krzyknąłem. Ostatnie wydarzenia źle na mnie wpłynęły. Duża część moich znajomych mówi mi, że powinienem udać się do psychologa. Jestem w pełni zdrowy.
- Fede daj mi te papiery i się wynoś!- Po raz kolejny tego dania uniosłem się.
- Zmieniłeś się.- Powiedział i odszedł. Nie zmieniłem się. Przechodzę trudny okres w życiu. Wziąłem się za czytanie dokumentów które przyniósł Federcio. Typowa sprawa rodzina mata dziecko i wiecznie pijany facet. Zgłoszenie dała sąsiadka. Jeśli to kolejne zgłoszenie typu osiedlowy monitoring to ja dziękuję. Wyszedłem z biura i udałem się do mojego czarnego Audi. Ruszyłem pod adres z dokumentów. Miałem trochę drogi. Dzielnica, do której zmierzam jest na drugim końcu Buenos Aires. Mijam coraz to bardziej obskurne bloki. Jedno z biedniejszych osiedli. Dojeżdżam na parking i wysiadam z auta. Wydaję się pod blok numer 21. Kurczę domofon. No tak w dzielnicach tego typu posiadanie tego urządzenia połączonego z mieszkaniem jest konieczne gdy przed wejściem nie stoi ochrona. Trzaba się jakoś zabezpieczać przed niechcianymi gośćmi. Może to brzmi chamsko ale cóż. Odszukuję na urządzeniu numer mieszkania i wciskam przycisk obok.
- Halo.- Z urządzenia wydobył się głos kobiety.
- Leon Verdas pracownik agencji detektywistycznej.- Po moich słowach usłyszałem charakterystyczny dźwięk dzięki, któremu mogłem wejść do środka. Wbiegłem na drugie piętro a przy drzwiach czekała na mnie starsza kobieta.
- Ah to pan. Zapraszam.- Wszedłem do środka. Kobieta zaprowadziła mnie do salonu. Był urządzony nowocześnie jak na starszych ludzi. Beżowe ściany czarny telewizor stojący na lewo od kanapy narożnej w kolorze jasnego brązu. Obok stał fotel, w którym siedział zapewne maż kobiety.
- Napije się pan czegoś?
- Nie, dziękuje.
- Proszę usiąść.- Usiadłem na kanapie wyjąłem notes i coś do pisania.- Słucham.
-No więc pewnie pan sobie myśli, że kolejna stara baba chce wiedzieć co u sąsiadów bo okna już nie wystarczają.- Babka czyta mi w myślach czy co?- Ale to inna sytuacja. Naprzeciw mieszka takie młode małżeństwo. Mają syna ma ledwo cztery latka mały rozumie bardzo dużo. Często opiekuję się nim gdy Violetta kobieta, której jest syn próbuje uspokoić pijanego mężna. Już była kilka sytuacji gdy dziecko było świadkiem tego wszystkiego.
- A ta kobieta, ona gdzieś pracuje?- Zadałem pytanie. Jeśli mam coś zdziałać.
- W soboty wykłada towar w osiedlowym sklepie.
- A policja? Nie powiadamialiście jej?
- Policja. Ten jej mąż od siedmiu boleści ma takie znajomości, że policja tu nic nie zdziała.- Dziwna sytuacja. Muszę pomyśleć nad planem działania.
- Dborze. Skontaktuję się z państwem gdy już będę wiedział co robić. Do widzenia.- Zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem. Zbiegłem po schodach na dół po raz kolejny dzisiejszego dnia wsiadłem do czarnego Audi. Teraz nie było aż takiego ruchu więc do biura dotarłem w 30 minut. Znowu wszedłem do szklanego budynku windą wjechałem na odpowiednie piętro. Przy moim biurze stał Fede. Widocznie na mnie czekał.
- Cześć.
- Nie zgrywaj idioty Leon widzieliśmy się już dzisiaj. Przychodzę w pokoju.
- Nawijaj nie mam czasu.- Jestem oschły. Wiem. Jestem świadom mojego pracoholizmu. Ale nic innego oprócz mojego zwodu...
- Widzę, że nie masz humoru. Będę się streszczać. Ludmiła ma niedługo urodziny i organizuję dziś imprezę.
- I co mam z tym wspólnego?- Uniosłem wzrok z nad dokumentów.
- Przyjedziesz?
- Nie wiem nie mam czasu.
- Od pewnego czasu interesujesz się tylko pracą.
- Jest mi ciężko zrozum. Może przyjdę może nie.- Odwarknąłem już kolejny raz.
- Jeśli się zdecydujesz zaczynamy o 19:30.- Wyszedł. Oni nie rozumieją, że nie mam ochoty. Postanowiłem wyjść z biura 10 minut wcześniej by uniknąć korków. W 20 minut dojechałem do mojego mieszkania, które mieści się w apartamentowcu, Wysiadłem z samochodu, który zaparkowałem pod budynkiem. Oczywiście zaparkowałbym u podziemnym garażu ale tam trzymam jedyną kobietę, którą kocham. Wchodzę do wysokiego budynku wsiadam do windy i wybieram odpowiedni przycisk by dostać się na 20 piętro. Był bym nienormalny gdybym wchodził schodami. Docieram do mojego mieszkania. Otwieram drzwi i wchodzę do mego pałacu. Sam wszystko urządziłem więc musi być idealnie. Udają się do kuchni po coś do jedzenia. Otwieram lodówkę. no tak pustki. Kiedy to ja ostatnio byłem na zakupach? Dawno. Nie chce mi się robić zakupów. Za miastem jest fajna knajpa dla osób takich jak ja. Wbiegam do dużej garderoby. W marynarce by mnie tam wyśmiali. Zakładam skórzaną kurtkę do tego dżinsy i moje ulubione buty marki Nike. Opuściłem pomieszczenia wyszedłem na korytarz i windą zjechałam do podziemnego parkingu. Pilotem otworzyłem mój garaż a tam była ona. Najwspanialsza kobieta. Moja królowa zapaliłam światło w świetle ukazał się jej wspaniały granatowy kolor. W duchu się modlę by w baku było choć trochę benzyny. Nie lubię tankować. Ale jednocześnie kocham prędkość i adrenalinę związaną z szybką jazdą na tym cudeńku. Sprawdzam stan benzyny. Za mało by dojechać. Sięgam na półkę i zdejmuje baniak z benzyną oraz lejek. Odkręcam bak wkładam lejek i wlewam ciesz. W pomieszczeniu rozniósł się zapach, który kocham. Zaciągnąłem się zapachem. Wyciągnąłem lejek a kanister zakręciłem. Zakładam kask wyprowadzam motocykl z garażu i zamykam go. Nareszcie mogą wsiąść na to wspaniałe urządzenie. Odjeżdżam. Czuję wolność. Zero kontroli prędkość i ja.
~♥~
Hej. Jak obiecałam jest weekend jest rozdział. Główny bohater Leon bo jak by inaczej. Jest mała wzmianka na temat Violki. Poznajmy pasję Leona po za pracą. Jak widać nasz bohater nie lubi imprez i jest mowa o jakiś wydarzeniach, o których dowiecie się z czasem. Oglądał ktoś wczoraj Live Jorge? Jak ja sobie poszłam to on skończył ma wyczucie. Rozdział za tydzień. Papatki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz