- A ta?- Pokazałam się u różowo białej sukience sięgającej przed kolano.
- Idealnie. Leonowi oklapnie ta jego grzywka.- Zapłaciłam za sukienkę i wyszłam ze sklepu z blondynką.
- Idziemy jeszcze na kawę?
- A na, którą masz to spotkanie?
- Na 18:30.
- Mamy czas do 15:00. Muszę cię zrobić.- Lu przejmuje się tym bardziej niż ja.
***
- Jest pięknie kochana. Leon będzie zachwycony.- Obróciłam się wokół własnej osi. Między czasie zabrzmiał dzwonek.
- To on!
- Poczekaj otworzę. A ty zrobisz dobre wrażenie.- Blondyn wyszła z pokoju a ja stanęłam na schodach.- Wejdź ja już idę po Violette.- Lu wbiegła po schodach mało się nie zabijając.
- Leć. Ale masz być o stosownej godzinie.
- Wrócę jak będę chciała.- Odeszłam od Lu. Z gracją zeszłam po schodach. W salonie czekał ON. Jak zawsze idealny. Dziś przeszedł samego siebie. PERFEKCJA. Jego włosy idealnie ułożone. Ciemne spodnie, bordowa koszula, której ostatnie dwa guziki zostawił odpięte.
- Wyglądasz przepięknie.- Powiedział swoim głębokim głosem, uśmiechając się.- To dla ciebie. Różowa bo była wyjątkowa tak jak ty.- Podał mi różową różę.
- Jest piękna.
- Nie tak jak ty.- Zarumieniłam się.
- Powiem Oldze by wstawiła ją do wody.- Weszłam do kuchni podałam Oldze kwiatka i wróciłam do mojego ideału. Wyszliśmy z domu. Spacerowaliśmy uliczkami miasta. Idealnie.
- Czas na pierwszą niespodziankę.- Uśmiechną się.
- Leon nie trzeba było. Nawet spacerując jest miło.
- Wiem ale bezie jeszcze milej.- Leon wskazał na bryczkę. Podszedł do mężczyzny siedzącego. Porozmawiali chwilę i wrócił do mnie.
- Na miejsce dotrzemy tylko tak. Więc co pani powie na przejażdżkę ze mną?
- Z chęcią.- Uśmiechnęłam się. Leon pomógł mi wsiąść. Usiadł obok mnie. Chciał objąć mnie ramieniem lecz się zawahał. Przytuliłam się do niego. Jest wspaniale. Chcę by było jak już zawsze. Ja+On=My.
***
- To nie koniec niespodzianek.- Pomógł mi wysiąść.
- Nie?
- Nie. Może zbyt pospolite ale od serca.- Przed nami ukazał się rozłożony koc kilka poduszek.
- Leon to najwspanialsza rzecz jaką ktoś dla mnie zrobił.- Mocno uściskałam szatyna.
***
- O czym marzysz?- Spytał.
- By było już tak zawsze.
- Tak czyli jak?
- Spokojnie. Bym mogła być szczęśliwa.
- Teraz tak.- Położyłam się na brzuchu by móc spojrzeć w błyszczące oczy szatyna.
- Kocham cię.- Wypłynęło tak nagle z jego ust.
~♥~
Hej. No tak umęczony rozdział.
Byle jaki. Byle by był.
2/10.
No tak kończę notkę bo muszę zająć się kuzynem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz