____
Siedzę kolejne minuty spoglądając bezwładnie w przestrzeń. Źle się czuję z tym, że zostawiłem ją tam samą bez bardziej szczegółowych wyjaśnień.
- Leon mówię do ciebie.- Fede. Zapomniałem o tym, że Włoch ciągle tu jest. Mieliśmy spędzić męskie popołudnie a tymczasem ja rozmyślam sobie o Violettcie.
- Sorka Fede.
- Coś się stało? Widzę to. Przyjaźnimy się od podstawówki. Chodzi o tą kobietę?
- Po części tak.- Odpowiadam wymijająco.
- Dobra mam pomysł. Za 20 minut widzimy się przed wejściem do budynku. Przygotuj motocykl.- Opuszcza moje mieszkanie. I właśnie dlatego Ortez jest moim przyjacielem. Mimo, że mnie wkurza i szuka zawsze dziury w całym plus jeszcze milion jego irytujących zachowań. Ale Fede to mój przyjaciel. Zawsze wie jak wyciągnąć mnie z doła. Wstałem z kanapy. Udałem się do garderoby zamiast koszuli na biały podkoszulek założyłem czarną skórzaną kurtkę. Spodnie zmieniłam na przetarte przy kolanach dżinsy. Na nogi przyodziałem czarne Air Force. Wychodzę z mieszkania i udaję się do garażu zamykam go i wyjeżdżam z podziemi budynki. Jestem już przed wieżowcem. Rozglądam się za przyjacielem. Widzę go wraz z jego szarą Hondą. Co do firm motoryzacyjnych mamy odmienne gusta. Ja preferuję produkty firmy YAMAHA a Ortez wozi się Hondą.
- Co mamy w planach?- Podchodzę do Federico, który sprawdza coś w motocyklu. Odwraca się do mnie i poprawia włosy.
- To co zawsze.- Zakłada kask i odpala szary pojazd. Po chwili dołączam się do przyjaciela. Wyjeżdżamy z parkingu i włączamy się do ruchu drogowego. Jedziemy miastem. Nie jest to zawrotna prędkość ale już wyczuwam adrenalinę. W pewnym odcinku trasy zjeżdżamy w boczną uliczkę. Tutaj zaczyna się szaleństwo. Jest to stary zapomniany odcinek trasy. Zazwyczaj jest tu kilka innych osób. Dziś jestem tu tylko ja i Fede. Odwracam głowę by sprawdzić jak daleko jest w tyle. To co widzę jest szokujące. Szara błyszcząca Honda leży w rowie a obok ciało Federico. Gwałtownie hamuję. Kask odkładam obok dwuśladu. Biegnę do ciała mojego przyjaciela. Kucam przy nim układam palce na tętnicy. Tętno jest szybko wybieram numer na pogotowie.
- Halo.
- Dzień dobry. Na zjeździe przy drodze 34 miał miejsce wypadek motocyklowy.
- Jakieś znaki szczególne miejsca?- Rozglądam się po okolicy. Jednym co rzuca mi się w oczy jest wysokie stare drzewo.
- Wysokie drzewo po lewej stroni ulicy.
- Wysyłam już pojazd ratunkowy.- Chowam telefon do kieszeni. Siadam przy przyjacielu. To moja wina. Gdybym nie myślał o Violettcie Fede nie wpadł by na pomysł jazdy. Muszę zadzwonić do Ludmiły i przegnać się z życiem. Ona zawsze była przeciwna temu by Włoch podzielał ze mną pasję. Trzęsącymi się rękoma udaje mi się wyciągnąć telefon i wybrać numer do blondynki.
- Halo.
- Ludmiła...- Mówię łamiącym się głosem.
- Leon coś się stało?
- Federico miał wypadek. Jedź do najbliższego szpitala. Zaraz tam będziemy.
- Leon nie żartuj sobie.
- Nie żartuję.
- Zaraz tam będę.- Telefon ponownie ląduje w mojej kieszeni. W oddali słyszę już odgłosy karetki. Biały ambulans jedzie w naszą stronę. Po chwili zatrzymuje się obok mnie. Z pojazdu wysiada kilku mężczyzn.
- Jak doszło do wypadku?- Zagaduje mnie jeden z nich?
- Sam nie wiem. Jechałem z przodu a gdy spojrzałem za siebie przyjaciel już tak leżał.
- Rozumiem. Zabieramy go do najbliższego szpitala. Informował Pan kogoś z rodziny poszkodowanego?
- Narzeczoną.- Ambulans z Fede odjeżdża a ja za niemi motocyklem. Ludmiła mnie zabije to ja dwa lata temu pokazałem Fede świat motocykli. To uzależnia wsiądziesz raz i chcesz więcej. To jest jak narkotyk a nawet gorsze. Parkuję przed białym budynkiem szpitala. Ledwo zdjąłem kask z głowy a poczułem pieczenie na policzku. Okej teraz na obu.
- To twoja wina! To przez ciebie!- Przede mną stała zapłakana Ludmiła.
- Daj...
- Zrobię wszystko byś stracił możliwość wykonywania zawodu. Wszystko, rozumiesz?- Syczy w moją twarz i odchodzi. Jak bardzo jestem stracony?
- Ludmiła!- Krzyczę za nią.
- Federico już nigdy nie wsiądzie na motocykl. Dopilnuję tego- Kiwa głową i odchodzi.
- Co mamy w planach?- Podchodzę do Federico, który sprawdza coś w motocyklu. Odwraca się do mnie i poprawia włosy.
- To co zawsze.- Zakłada kask i odpala szary pojazd. Po chwili dołączam się do przyjaciela. Wyjeżdżamy z parkingu i włączamy się do ruchu drogowego. Jedziemy miastem. Nie jest to zawrotna prędkość ale już wyczuwam adrenalinę. W pewnym odcinku trasy zjeżdżamy w boczną uliczkę. Tutaj zaczyna się szaleństwo. Jest to stary zapomniany odcinek trasy. Zazwyczaj jest tu kilka innych osób. Dziś jestem tu tylko ja i Fede. Odwracam głowę by sprawdzić jak daleko jest w tyle. To co widzę jest szokujące. Szara błyszcząca Honda leży w rowie a obok ciało Federico. Gwałtownie hamuję. Kask odkładam obok dwuśladu. Biegnę do ciała mojego przyjaciela. Kucam przy nim układam palce na tętnicy. Tętno jest szybko wybieram numer na pogotowie.
- Halo.
- Dzień dobry. Na zjeździe przy drodze 34 miał miejsce wypadek motocyklowy.
- Jakieś znaki szczególne miejsca?- Rozglądam się po okolicy. Jednym co rzuca mi się w oczy jest wysokie stare drzewo.
- Wysokie drzewo po lewej stroni ulicy.
- Wysyłam już pojazd ratunkowy.- Chowam telefon do kieszeni. Siadam przy przyjacielu. To moja wina. Gdybym nie myślał o Violettcie Fede nie wpadł by na pomysł jazdy. Muszę zadzwonić do Ludmiły i przegnać się z życiem. Ona zawsze była przeciwna temu by Włoch podzielał ze mną pasję. Trzęsącymi się rękoma udaje mi się wyciągnąć telefon i wybrać numer do blondynki.
- Halo.
- Ludmiła...- Mówię łamiącym się głosem.
- Leon coś się stało?
- Federico miał wypadek. Jedź do najbliższego szpitala. Zaraz tam będziemy.
- Leon nie żartuj sobie.
- Nie żartuję.
- Zaraz tam będę.- Telefon ponownie ląduje w mojej kieszeni. W oddali słyszę już odgłosy karetki. Biały ambulans jedzie w naszą stronę. Po chwili zatrzymuje się obok mnie. Z pojazdu wysiada kilku mężczyzn.
- Jak doszło do wypadku?- Zagaduje mnie jeden z nich?
- Sam nie wiem. Jechałem z przodu a gdy spojrzałem za siebie przyjaciel już tak leżał.
- Rozumiem. Zabieramy go do najbliższego szpitala. Informował Pan kogoś z rodziny poszkodowanego?
- Narzeczoną.- Ambulans z Fede odjeżdża a ja za niemi motocyklem. Ludmiła mnie zabije to ja dwa lata temu pokazałem Fede świat motocykli. To uzależnia wsiądziesz raz i chcesz więcej. To jest jak narkotyk a nawet gorsze. Parkuję przed białym budynkiem szpitala. Ledwo zdjąłem kask z głowy a poczułem pieczenie na policzku. Okej teraz na obu.
- To twoja wina! To przez ciebie!- Przede mną stała zapłakana Ludmiła.
- Daj...
- Zrobię wszystko byś stracił możliwość wykonywania zawodu. Wszystko, rozumiesz?- Syczy w moją twarz i odchodzi. Jak bardzo jestem stracony?
- Ludmiła!- Krzyczę za nią.
- Federico już nigdy nie wsiądzie na motocykl. Dopilnuję tego- Kiwa głową i odchodzi.
~♥~
Hej. Ogólnie to rozdział miał być wczoraj ale skończyłam go dość późno więc jest dziś.
Przede mną jeszcze 2 dni wolnego. Przepraszam, że taki krótki ale cóż jakoś tak wyszło.
Następny może będzie dłuższy.
Witam! 😊
OdpowiedzUsuńBędę stałym bywalcem tego bloga.
Opowiadanie jest zajebiste.
Wciągnęło mnie.
Najbardziej chyba zastanawia mnie o co chodzi tak naprawdę z Leonem. Co go tam zmieniło? Co się stało? Nie mam pojęcia.
Wypadek Fede. Wściekła Lu obwinia Leona. Uda jej się go zniszczyć?
Załamałby się jeszcze bardziej.
Pomaga Violce. Zakocha się szybciej niż myśli. Vils ma męża i syna. Syn to nie problem. Trzeba abedzie wyeliminować męża.
Zajebisty rozdział.
Czekam na next :*
Buziaczki :* ❤
Maddy ❤