czwartek, 28 kwietnia 2016

Rozdział 7- Stąpanie po chmurach.




Chciałam zadedykować rozdział mojej nauczycielce od geografii bo większość rozdziałów powstaje na jej lekcjach ale cóż ona i tak tego nie czyta ( no chyba, że jest coś o czym nie wiem) 
Więc dziś dedykacja dla wszystkich. 

____

- Leon tego nie da się inaczej wytłumaczyć. Zakochałeś się w Violettcie.- Federico mimo, że jest w szpitalu z połamanym żebrem i nogą to jest bardzo zabawny. Nie mógłbym się zakochać w Castillo. Ani w żadnej innej.
- Federico...
- Tylko nie Fedrico. Leon masz całe życie przed sobą.
- U mnie nie ma czasu na miłość.
- Każdy znajdzie czas na miłość.- Naszą jakże fascynującą rozmowę przerywa dzwonek mojego telefonu. Nieznany numer. Przesuwam palcem po ekranie by odebrać połączenie.
- L..Leon.- Słyszę znajomy kobiecy głos, któremu towarzyszył szloch.
- Hej coś się stało?
- Możesz przyjechać?
- Tak zaraz tam będę.- Połączenie zostaje przerwane a ja chowam telefon do kieszeni.
- To Violetta?- Federico zadaje pytanie a ja zastanawiam się skąd on to może wiedzieć.
- Tak. Ale skąd ty to...?
- Leon czy byś się zmartwił losem kogoś innego niż Violetta? Nie. Więc leć do niej a ja będę balował na waszym ślubie.
- Nie przesadzaj.
- Dobra leć.- Wychodzę z sali, Idę białym szpitalnym korytarzem. Z oddali widzę znane mi blond loki i szyderczy uśmiech w moją stronę.
- Nie zapomnij kupić jutro pooranej gazety.- Jej ironiczny uśmiech doprowadza mnie do szału. Mam dość tej kobiety! Przyśpieszam kroku muszę jechać do Violetty. Gdy dzwoniła była bardzo załamana. Przemierzam miasto jadąc z dużą prędkością. Coś mi karze jak najszybciej być przy szatynce. To że jest sama i zapłakana boli mnie. Może Ortez ma rację? Ale to niemożliwe. Ja nie mam uczuć. Parkuję pod budynkiem, w którym mieszka Castillo. Wysiadam z auta. W moją stronę biegnie przestraszona szatynka.
- Leon.- Mówi zapłakana. Rzuca się w moje ramiona. Otulam ją nimi zamykając w szczelnym uścisku. Czuję, że na mojej bluzie zaczynają pojawiać się mokre plamy a do moich uszu dociera cichy szloch. Jeszcze mocniej przyciskam szatynkę do mojego torsu. Czuję, że teraz tego potrzebuje.
- Violetto. Powiesz mi co się stało?
- Byłam zaprowadzić Damiena do przedszkola kiedy wróciła moje mieszkanie było w płomieniach później dostałam wiadomość, że to jeszcze nie koniec. Leon boję się. Tak strasznie się boję.
- Spokojnie. Pojedziesz do mnie. Pomogę ci we wszystkim.
- Leon nie musisz.
- To dla mnie nic. Przygotuję ci pokój gościnny. Jutro zapytam się o pracę dla ciebie. Dzisiaj pojedziemy po jakieś rzeczy dla ciebie i małego.
- Czy to nie za dużo?
- Nie dyskutuj tylko wsiadaj.- Uśmiecham się i otwieram drzwi szatynce. Siadam po stronie kierowcy i odpalam pojazd.
- Leon.
- Coś się stało?
- Nie wiem jak Damien to zniesie.
- Będzie dobrze.- Resztę drogi żadne z nas nic nie mówi. Od czasu do czasu wymieniamy ze sobą spojrzenia. Parkuję pod moim miejscem zamieszkania. Wychodzę z samochodu obchodzę go dookoła i otwieram drzwi od strony pasażera. Razem z Violettą idziemy do mojego mieszkania.
- Zapraszam.- Przepuszczam ją w drzwiach
- Leon ty to nazywasz mieszkaniem? To jest apartament jak z tych wszystkich filmów.
- Mieszka się tu więc to jest mieszkanie.- Uśmiecham się.- Chodź pokarzę ci twój pokój.- Wyciągam dłoń w jej stronę ona niepewnie przyjmuje ten gest. Oprowadzam ją po moim miejscu zamieszkania na końcu pokazuję pokój gościnny. Szatynka delikatnie puszcza moją dłoń i siada na łóżku.
- Leon dziękuję. Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie ty. Jesteśmy praktycznie dla siebie obcy a ty przygarniasz mnie pod swój dach.
- Możemy być przyjaciółmi.- Siadam obok niej i delikatnie ujmuję jej dłoń. Czy cieszę się z tego, że będzie mieszkać ze mną? TAK i to bardzo.
- Jak mamy być przyjaciółmi skoro nic o tobie nie wiem? Ty o mnie wiesz dość sporo.
- A co chcesz o mnie wiedzieć?- Zbliżam się do niej.
- A co mi powiesz?
- Jestem Leon mam 23 lata urodziła się i wychowałem w Meksyku ogólnie to jestem meksykaninem. Nie mam rodzeństwa. Do Argentyny przeprowadziłem się w wieku 14 lat. Rodzice wrócili a ja chciałem zostać, jako że byłem pełnoletni zostałem. Tyle o mnie.
- A miłość? Dziewczyny?
- Nie mam na to czasu. Pracuję.
- A teraz jakoś nie jesteś w pracy.- Kobieta zbliża się do mnie jeszcze bardziej. Jeden niewłaściwy ruch a stanie się coś czego zbytnio nie chcę.
- Mogą do mnie zadzwonić w każdej chwili.- Mówię ściszonym głosem. Verdas hamuj się. Jak na zawołanie rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Odsuwamy się od siebie. Przesuwam palcem po ekranie.
- Halo.
- Hernandez uciekł z aresztu.- Słyszę w słuchawce głos mojego szefa.
- I?
- Chodzi o tą kobietę masz przez ten miesiąc być tak jakby jej ochroniarzem.
- Czyli nie mam wolnego?- Śmieję się do słuchawki.
- Można tak powiedzieć. Zaraz Verdas ty się zaśmiałeś?
- Tak a co w tym dziwnego?
- No u ciebie tak. Służy ci ta przerwa. Albo ktoś. Pamiętaj.
- Tak szefie. Tylko jest problem. Ona jest tu ze mną. Mogę przyjechać i wszystko wyjaśnić.
- Dobrze.- Kończę połączenie.
- Leon coś się stało?- Cichy głos szatynki w tej chwili jest miodem na moje uczy.
- Diego uciekł z aresztu.- Wyznaję. Boję się, że on coś jej zrobi. Martwię się o nią tak bardzo.
- Jak to?
- Nie wiem. Przez ten czas mam się tobą zająć. Musimy pojechać do agencji.
- Dobrze.- Przytakuje. Wychodzimy z mieszkania i udajemy się do mojego samochodu. Coś mi karze troszczyć się o tą drobną osobę a coś jeszcze innego mnie do niej ciągnie.
- O, której chcesz odebrać Damiena z przedszkola?
- Damien idzie do kolegi i zostaje u niego na noc. Muszę jechać po niego dopiero jutro.
- I jesteśmy.- Mówię spokojnie parkując samochód.
- Leon poczekam tutaj. Nie chcę ci przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz mi.- Delikatnie gładzę jej policzek. Spoglądam w jej oczy dopiero teraz dostrzegam jakiej są barwy. Dwa brązowe kawałki czekolady wpatrują się we mnie intensywnie. Czeka na mój kolejny krok. Nieznacznie zbliżam się w jej stronę. Wariuję. Żadna inna na mnie tak nie działała. Zmniejszam odległość między nami o kilka kolejnych centymetrów. Czy tego chcę? Jestem rozdarty między starym a teraźniejszym Verdasem. Kolejne centymetry między nami znikają a ja czuję, że odpływam. Jej usta niczym najsłodszy na ziemi owoc. To jak stąpanie to chmurach.

~♥~
Hej.
Ogólnie to rozdział mi się podoba. 
Tego beso nie miało być ale dziewczyny z konfy mnie namówiły. 
Leonetty jeszcze nie ma nie martwcie się. 
Daje dzisiaj bo weekend mam cały zajęty. 
Bajlandoo. 
Ogólnie to długi jakiś wyszedł co nie? 


piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 6 - Kolejny miesiąc



Rozdział dedykuję Maddy twój komentarz był dla mnie wielką motywacją do napisania tego rozdziału. 

____

 Tykanie zegara wkurza mnie bardziej niż zwykle. Pustym wzrokiem patrzę w dokumenty. Nic z tego nie rozumiem. Ale nie chodzi mi o tą całą sytuację nie rozumiem nic z tych akt. 
- Leon szef cię woła.- W drzwiach pojawia się Emily, która pełni staż a naszej agencji jako sekretarka. 
- Powiedz mu, że zaraz będę.- Czego może ode mnie chcieć? O wypadku Federico wie. Ostatnią tak poważną rozmowę z przełożonym odbyłem rok temu. Nie licząc mojego incydentu ze spóźnieniem w ubiegłym tygodniu. Wychodzę z gabinetu i udaję się do szefa. Pukam po usłyszeniu przyciszonego przez drzwi "proszę" wchodzę. 
- Dzień dobry. Chciał...
- Leon siadaj.- Mówi lekko wściekły. Wściekły? Lekko? Ujął bym to inaczej ale nie wypada. 
- Coś się stało?- Pytam niepewnie. 
- Leon głupio pytasz. Całe Buenos Aires mówi tylko o wypadku Federico. I zgadnij kogo podejrzewają o jego spowodowanie? 
- Mnie?- Mówię ze spuszczoną głową. Wiedziałem, żę to się tak skończy. Ludmiła dopnie swego. A mnie zwolnią. 
- Leon wiesz, że jeśli dowiodą, że to ty nigdy nie wrócisz do pracy. Dam ci miesiąc na uporządkowanie swojego życia.- Znowu? 
- Ale ja nie mogę. Chcę pracować bo nic innego po za pracą nie mam. 
- Leon. Jesteś jeszcze młody. Za dużo na siebie bierzesz. Praca to nie wszystko. Znajdź tą jedyną i załóżcie rodzinę.- Ja? Sorka ale przewijanie pieluch i rodzinne obiadki do niedzielę to nie dla mnie. Wstaję i wychodzę bez słowa. Z mojego gabinetu zabieram najpotrzebniejsze rzeczy. Zamykam go na klucz na kolejny miesiąc. Wychodzę z budynku. Spokojnie idę w stronę samochodu. 
- Verdas.- Słysząc moje nazwisko odwracam się w stronę tego głosu.
- Ludmiła.- Mówię nieco ściszonym głosem.
- To dopiero początek.- Unosi głowę i odchodzi. Ferro jest bardzo wpływową osobą w tym mieście. Posiada również własne wydawnictwo. Może lepiej poszukam nowej pracy. Wsiadam so samochodu i udaję się do domu, w którym i tak mało bywam. Albo praca lub siedzie u Fede. Włoch spostrzega, że coś jest nie tak między mną a jego narzeczoną lecz nic nie mówi w tej sprawie.  Będąc już w domu stwierdzam, że muszę zrobić sobie jakiś obiad. Spoglądam dl lodówki. Najwyższa pora zrobić zakupy. I ponownie tego dnia zasiadam za kółkiem. Udaję się do najbliższego marketu. Wysiadam s samochodu. W chodzę do sklepu i kolejno wkładam do koszyka potrzebne produkty. Przechodzę do kolejnego działu. Zauważam znajomą mi osobę. Bezszelestnie podchodzę do drobnej osóbki o kasztanowych włosach. 
- No hej. 
- Jezu! Leon!- Kobieta podskakuje i odwraca się w moją stronę. 
- To Jezu czy Leon?- Śmieję się. Boże kobieto co ty ze mną robisz. Kilkanaście minut temu użalałem się nas sobą jak nastolatka, której skończył się ulubiony błyszczyk. 
- Jak już tu jesteś to podaj mi tą przyprawę z góry. 
- Dobrze krasnalu.- Co ja robię ze swoim życiem? 
- Nie śmiej się. Damien! Ugh nie wytrzymam z nim.
- Damien. Tak ma na imię twój syn? 
- Tak i jest zbyt mądry jak na swój wiek. 
- Jestem mamo.- Moim oczom ukazuje się chłopczyk o czarnych włosach i ciemnych jak węgle oczach. Z wyglądu w cale nie przypomina szatynki. 
- Gdzie byłeś? 
- Oglądałem to fajne samochody w dziale z zabawkami. Wiesz za miesiąc mam urodziny i...
- Tak wiem.- Szatynka uśmiecha się do malucha. 
- Violetto będziesz miała chwilę czasu? 
- Tak a coś się stało? 
- Mamo kto to? 
- To jest Leon. Kolega mamy. 
- Hej.- Kucam tak by być an wysokości tej małej osóbki.
- Cześć. Jestem Damien.- Chłopczyk perliście się do mnie uśmiecha. 
- Dawno się nie widzieliśmy myślałem, że gdzieś się przejdziemy. 
- Z chęcią. Tylko co zrobię z zakupami?
- Możesz je zostawić u mnie w samochodzie. - Uśmiecham się. Rozmowy z Violettą są inne. A spędzanie z nią czasu pozwala mi zapomnieć o przeszłości. Mogę zacząć znajomość z czystą kartą. 
- No dobrze.- Szatynka posyła mi delikatny uśmiech. Wspólnie kończymy zakupy i wychodzimy z marketu. Ktoś z boku powiedziałby, że jesteśmy szczęśliwą rodziną. Jednak my jesteśmy tylko dobrymi znajomymi. Nie narzekam na naszą relację. Potrzebuję osoby, która nie wie o mnie nic i nie wypytuje. Po prostu jest. 
- Leon jesteś bardzo skryty. Opowiesz mi coś o sobie?- Tego pytania z jej strony bałem się najbardziej. Co mam jej powiedzieć? Hej jestem Leon Verdas i rok temu...
- Mamo zobacz wata cukrowa! Kupisz mi?- Dziękuję. Chłopczyk błagalnie spogląda na Violettę. 
- Synku nie dziś.- Widząc jak uśmiech na twarzy małego tak szybko znika z kieszeni wyciągam kilka monet i kucam tak by być twarzą w twarz z Damienem. 
- Proszę.- Mówię wręczając w jego chude rączki pieniądze. Maluch uśmiecha się do mnie i odbiega. 
- Leon teraz trochę przesadziłeś. Nie chcesz go za bardzo rozpieszczać ze względu na moją sytuację.
- Violetto jeśli szukasz pracy mogą ci coś załatwić u mnie w agencji. 
- Wątpię czy ktoś zatrudni dziewczynę, która skończyła liceum. Na studia nie poszłam bo urodził się Damien. Następnie zmarła moja mama a ojciec wyrzucił mnie z domu. Diego zaczął brać narkotyki i pić.- Ile tak młoda kobieta mogła nieść.- Chyba za dużo gadam?- Z jej oczu wypłynęła jedna samotna łza. Niepewnie zrobiłem krok w stronę szatynki a kciukiem starłem łezkę. Niespodziewanie kobieta rzuciła się w moje ramiona. 
- Leon oni znowu do mnie przyszli.- To co poczułem w tej chwili to to, że chcę ją chronić już zawsze. Po tej historii oraz tym co się dzieje w jej życiu. 

~♥~
Hej. 
Jak zwykle nie wiem co napisać w notce. 
Dziękuję, za aż taki skok wyświetleń miśki. 
Ogólnie rozdział miał być wczoraj ale no to przez Jorge. 
Ta piosenka jest aldoiwedqkj. 
Polecam coraz bardziej chcę ten film. 
Okej a teraz może coś temacie rozdziału. 
Leonetta coraz bliżej.
Jak widzimy ( raczej czytamy) Leon zmienia się przy Violce. 
Jakie tajemnice skrywa nasz młody Verdas? 
Ludmiła nie ustępuje. 
Rozdział jak nie w tygodniu to w weekend. 




poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział 5 - Groźby




____


 Siedzę kolejne minuty spoglądając bezwładnie w przestrzeń. Źle się czuję z tym, że zostawiłem ją tam samą bez bardziej szczegółowych wyjaśnień. 
- Leon mówię do ciebie.- Fede. Zapomniałem o tym, że Włoch ciągle tu jest. Mieliśmy spędzić męskie popołudnie a tymczasem ja rozmyślam sobie o Violettcie. 
- Sorka Fede. 
- Coś się stało? Widzę to. Przyjaźnimy się od podstawówki. Chodzi o tą kobietę?
- Po części tak.- Odpowiadam wymijająco. 
- Dobra mam pomysł. Za 20 minut widzimy się przed wejściem do budynku. Przygotuj motocykl.- Opuszcza moje mieszkanie. I właśnie dlatego Ortez jest moim przyjacielem. Mimo, że mnie wkurza i szuka zawsze dziury w całym plus jeszcze milion jego irytujących zachowań. Ale Fede to mój przyjaciel. Zawsze wie jak wyciągnąć mnie z doła. Wstałem z kanapy. Udałem się do garderoby zamiast koszuli na biały podkoszulek założyłem czarną skórzaną kurtkę. Spodnie zmieniłam na przetarte przy kolanach dżinsy. Na nogi przyodziałem czarne Air Force. Wychodzę z mieszkania i udaję się do garażu zamykam go i wyjeżdżam z podziemi budynki. Jestem już przed wieżowcem. Rozglądam się za przyjacielem. Widzę go wraz z jego szarą Hondą. Co do firm motoryzacyjnych mamy odmienne gusta. Ja preferuję produkty firmy YAMAHA a Ortez wozi się Hondą.
- Co mamy w planach?- Podchodzę do Federico, który sprawdza coś w motocyklu. Odwraca się do mnie i poprawia włosy.
- To co zawsze.- Zakłada kask i odpala szary pojazd. Po chwili dołączam się do przyjaciela. Wyjeżdżamy z parkingu i włączamy się do ruchu drogowego. Jedziemy miastem. Nie jest to zawrotna prędkość ale już wyczuwam adrenalinę. W pewnym odcinku trasy zjeżdżamy w boczną uliczkę. Tutaj zaczyna się szaleństwo. Jest to stary zapomniany odcinek trasy. Zazwyczaj jest tu kilka innych osób. Dziś jestem tu tylko ja i Fede. Odwracam głowę by sprawdzić jak daleko jest w tyle. To co widzę jest szokujące. Szara błyszcząca Honda leży w rowie a obok ciało Federico. Gwałtownie hamuję. Kask odkładam obok dwuśladu. Biegnę do ciała mojego przyjaciela.  Kucam przy nim układam palce na tętnicy. Tętno jest szybko wybieram numer na pogotowie.
- Halo.
- Dzień dobry. Na zjeździe przy drodze 34 miał miejsce wypadek motocyklowy.
- Jakieś znaki szczególne miejsca?- Rozglądam się po okolicy. Jednym co rzuca mi się w oczy jest wysokie stare drzewo.
- Wysokie drzewo po lewej stroni ulicy.
- Wysyłam już pojazd ratunkowy.- Chowam telefon do kieszeni. Siadam przy przyjacielu. To moja wina. Gdybym nie myślał o Violettcie Fede nie wpadł by na pomysł jazdy. Muszę zadzwonić do Ludmiły i przegnać się z życiem. Ona zawsze była przeciwna temu by Włoch podzielał ze mną pasję. Trzęsącymi się rękoma udaje mi się wyciągnąć telefon i wybrać numer do blondynki.
- Halo.
- Ludmiła...- Mówię łamiącym się głosem.
- Leon coś się stało?
- Federico miał wypadek. Jedź do najbliższego szpitala. Zaraz tam będziemy.
- Leon nie żartuj sobie.
- Nie żartuję.
- Zaraz tam będę.- Telefon ponownie ląduje w mojej kieszeni. W oddali słyszę już odgłosy karetki. Biały ambulans jedzie w naszą stronę. Po chwili zatrzymuje się obok mnie. Z pojazdu wysiada kilku mężczyzn.
- Jak doszło do wypadku?- Zagaduje mnie jeden z nich?
- Sam nie wiem. Jechałem z przodu a gdy spojrzałem za siebie przyjaciel już tak leżał.
- Rozumiem. Zabieramy go do najbliższego szpitala. Informował Pan kogoś z rodziny poszkodowanego?
- Narzeczoną.- Ambulans z Fede odjeżdża a ja za niemi motocyklem. Ludmiła mnie zabije to ja dwa lata temu pokazałem Fede świat motocykli. To uzależnia wsiądziesz raz i chcesz więcej. To jest jak narkotyk a nawet gorsze. Parkuję przed białym budynkiem szpitala. Ledwo zdjąłem kask z głowy a poczułem pieczenie na policzku. Okej teraz na obu.
- To twoja wina! To przez ciebie!- Przede mną stała zapłakana Ludmiła.
- Daj...
- Zrobię wszystko byś stracił możliwość wykonywania zawodu. Wszystko, rozumiesz?- Syczy w moją twarz i odchodzi. Jak bardzo jestem stracony?
- Ludmiła!- Krzyczę za nią.
- Federico już nigdy nie wsiądzie na motocykl. Dopilnuję tego- Kiwa głową i odchodzi.

~♥~
Hej. Ogólnie to rozdział miał być wczoraj ale skończyłam go dość późno więc jest dziś. 
Przede mną jeszcze 2 dni wolnego. Przepraszam, że taki krótki ale cóż jakoś tak wyszło. 
Następny może będzie dłuższy. 




sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział 4- Dlaczego?




Zapraszam 


____


- Bardzo dziękuję za pomoc.- Kobieta uśmiecha się delikatnie w moją stronę. Popijając kawę. 
- Nie ma za co. O co chodziłam tamtym mężczyznom? 
- Ehh. Diego miał jakieś długi a teraz żądają zwrotu a, że Diego jest teraz tam gdzie jest grożą mi, że jeśli mnie oddam tych pieniędzy zabiją mnie i dziecko. 
- Niech się pani nie martwi. 
- Czy możemy przejść na ''ty''. Czuję się trochę niezręcznie.- Uśmiecham się delikatnie do szatynki. Przy tej kobiecie czuję się inaczej. 
- Mnie również nie jest to na rękę. Czuję się dziwnie zwracając się do tak pięknej młodej kobiety "pani" - Castillo lekko się do mnie uśmiecha. Dawno nie zwracałem się w ten sposób do płci przeciwnej.- Leon.- Delikatnie ujmuję jej delikatną dłoń. 
- Violetta.- Wymieniamy radosne spojrzenia. Przy jej dotyku poczułem dziwne przyśpieszenie bicia serca. Nawet przyjemne uczucie. Słyszę dzwonek mojego telefonu. 
- Bardzo cię przepraszam.- Odbieram połączenie. 
- Leon gdzie jesteś? Jestem pod twoim mieszkaniem a cie nie ma. 
- Kurde sory poczekaj jeszcze chwilę. 
- Leon co się dzieje? 
- Daj mi chwilkę. - Rozłączam się i chowam telefon do kieszeni. 
- Jeśli musisz iść to nie zabieram ci więcej czasu.- Szatynka wstaje ze swojego miejsca. 
- Poczekaj odwiozę cię. 
- Nie trzeba. Nie masz po drodze.
- Tym się nie martw.- Uśmiecham się. Wstaję z miejsca i zabieram kluczyki.- Idziesz?- Zwracam się w stronę Violetty. Ta w odpowiedzi unosi kąciki ust ku górze. Drobna osóbka podąża za mną. Otwieram samochód specjalnym przyciskiem przy kluczykach. 
- Naprawdę nie musisz tego robić. Równie dobrze mogę pojechać autobusem.- Kobieto im bardziej zaprzeczysz tym bardziej będę nalegał. 
- To tylko pomoc. Chcę cię uwolnić od tego wstrętnego środka komunikacji jakim jest autobus.Martwię się o ciebie.  Chcesz się gnieść w tym autobusie? 
- No dobra przekonałeś mnie. - Śmiejemy się oboje. Dlaczego z tobą wszystko jest tak proste? Otwieram drzwi od auta przed szatynką a sam obchodzę samochód i wsiadam od strony kierowcy. Cała podróż mija nam w przyjemnej ciszy. Mijając kolejne budynki dojeżdżamy pod miejsce zamieszkania Castillo. Wysiadamy z pojazdu. 
- Bardzo ci dziękuję. - Kolejny raz tego dnia uśmiecha się. 
- Naprawdę nie musisz. 
- Mogę cię chodziarz przytulić w podzięce?- W tej chwili włącza się we mnie alarm. W głowie mam wspomnienia z ubiegłego roku. Czy powinienem na to pozwolić? 
- T...tak.- Mówię z lekkim zawahaniem. Czuję jak kobieta delikatnie otula mnie swojimi kruchymi ramionami. Robię to samo. Okłamałem samego siebie. Rok chciałam wrócić do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie.
- To cześć - Rzuca na odchodne. Jak się z tym czujesz Verdas? Oszukujesz samego siebie. Moja podświadomość odszywa się kiedy nie trzeba. 
- Violetta!- Krzyczę gdy ta jest przy wejściu do budynki. Odwraca się do mnie wyraźnie zaskoczona. 
- Coś się stało? 
- To jest mój numer gdy coś się będzie działo to dzwoń.- Uśmiecham się podając małą karteczkę z numerem telefonu. 
- Leon dlaczego tak mi pomagasz?- I jestem w kropce. Czemu to robię? Nie wiem jest to dla mnie zagadką. Czuję odpowiedzialność czy raczej współczucie? 
- Czuję, że powinienem- Wsiadam do samochodu i odjeżdżam, zostawiam ją samą w tyle. 

~♥~
Hej. 
Okej okej rozdział miał być tydzień temu ale no nie był zrobiony miałam fajny weekend i w domu byłam tyle co nic. 
WYBACZTA. 
Krótki ale cały z Leonettą. 
Leon ciągle mówi o roku ale co się kurde stało? 
Fede się martwi o Leona jak by to jego żona była xD 

piątek, 1 kwietnia 2016

Klamka już zapadła. PRZEPRASZAM


To HEJ jest ostatnim HEJ w mojej historii. 
Postanowiłam koniec z blogiem i historyjkami. 
Czemu? 
Nie mam motywacji od waszej strony jest bardzo mało komentarzy.
Bardzo mi przykro z tego powodu wiem że są wyświetlenia bo to mówi samo za siebie. 
Ale cóż moja historia się tu kończy. 
Wakacje 2014- Początek
Pierwszy kwietnia 2016- Koniec
Zaraz? Pierwszy Kwietnia. 
Przepraszam za ten słaby żart ale nic innego nie wpadło mi do głowy. 
Przyznać się kto myślał że to prawda? 
Okej a teraz tak poważniej 
Rozdział- Sobota/Niedziela
Teraz anonimowe komentarze zostają odblokowane 
Miłego dnia  

O mnie


Werka ale duża cześć moich znajomych mówi do mnie Halincia. Czemu? Sama nie wiem? Mogę cały dzień przeleżeć i oglądać ulubiony serial. Nie wiem kim chce jeszcze być czas pokaże. Muzyka jest jedną z moich pasji kocham śpiewać. Po za muzyką uwielbiam również literaturę. Dużo czytam i piszę. Uwielbiam romantyczne historie. Ile mam latek? Hot 14. Boję się dentysty pająków i Ciem. Żyję całym życiem mam optymistyczny pogląd na świat. Bardzo szybko się wzruszam. Uwielbiam ogniska ze znajomymi i wypady do kina. Mieszkam na wsi i tu się wychowałam spokój i cisza. Tyle co można się o mnie ciekawego dowiedzieć. Żona Jorge Blanco. Nie no ale w przyszłości kto wie.