- Skąd wiesz?
- Rozmawiałem z nią. Wydaje się miła, wspominała też o tobie.- Szatyn spojrzał na mnie dość dziwnie nie wiedziałam co to spojrzenie u niego znaczy.
- Ale taka nie jest.- Wstałam i odeszłam. Z Amber jest niezła aktorka dwa dni i owinęła sobie Leona wokół palca. Starałam się jej nie wchodzić w drogę ale teraz sama się o to prosi. Odszukałam klasę, w której powinna mieć zajęcia. Zapukałam w białe drzwi i weszłam.
- Dzień dobry przepraszam. Pani od biologii prosi Amber na chwilę.
- Dobrze Amber możesz iść.- Brunetka wyszła wraz ze mną. Myśli pewnie, że zabiorę ją do sali biologicznej. Myli się. Wpycham ją w najbliższy róg.
-Nie wiem co zrobiłaś z Leonem, że ci uwierzył ale zrobię wszystko by cię znienawidził.- Wypowiadam te słowa szybko prosto w jej twarz. Jak długo wstrzymam się by jej nic nie zrobić?
- Mów co chcesz Violu. Ale to ja z nim idę na randkę w sobotę.- Jak długo wytrzymam? Odliczam do 10 by się uspokoić. Nic nie daje. Szarpię ją za włosy. Bijemy się mam zaszczyt poczuć jej paznokcie wbijające się w moje ramię. W odwecie kopię ją w piszczel. Nigdy bym się ni posunęła do takich czynów ale już nie mogłam dłużej. Poczułam czyjś delikatny dotyk.
- Violu.-Leon?! Myślałam, że poszedł na lekcje.- Co robisz?
- Zostaw mnie! Idź sobie Amber!- Krzyczę. Mam go dość. Obiecuje mi spotkanie a spotyka się również z nią. Idiota.
- Pomagam ci.- Mi? Też mi coś uciekaj do Amber a mi daj spokój. Odchodzę od niego. A on uparcie podąża za mną.
do Ludmi
Potrzebuję cię.
U mnie za 30 min.
Piszę SMS do Lu i przyspieszam kroku. Verdas odejdź daj mi spokój. Znajduję się już przed bramą wejściową na moją posesję. Kluczyki. Gdzie one są? Jak trzeba to ich nie ma. Fajnie? Fajnie.
- Violu.- Leon idź sobie, zniknij no nie wiem co ale ma cię nie być i już. Są moje klucze! Szybko wchodzę na tern szatyn zwinnym ruchem wchodzi za mną. Odpuść proszę. Idę dalej wchodzę do domu w salonie napotykam mamę i tetę.
- Nie powinnaś być w szkole?- Moja rodzicielka zadaje mi pytanie.
- Źle się poczułam.
- Dobrze powiem Oldze by przygotowała ci coś nie możesz być chora jutro pokaz a ty na nim wystąpisz.- Już nie zwracałam uwagi na to, że Leon przyszedł za mną i jest blisko mnie. Nie mogę sobie zrobić dnia wlanego od szkoły ale jej pokazy to już inna sprawa.
- Wyrywam się z uścisku Leona i biegnę do swojego pokoju. Zakluczam drzwi.
- Viola otwórz.- Leon. Czy on zrozumie, że ja nie chcę z nim gadać? Nie bo to Leon. Nie otwieram ale słyszę tylko ja wzdycha i siada na podłodze. Jak dla mnie to może tam spać.
***
- Verdas klocu posuń się!- Budzi mnie krzyk Ludmiły. No tak moja kochana blondi miała przyjść. Ile spałam? Spoglądam na zegarek 17:00.
- Viola wpuść mnie.- Zrywam się z łóżka i otwieram drzwi Lu. Blondynka widząc mój stan przytula mnie mocno. Jest o wiele silniejsza psychicznie ode mnie.
- Sorka za spóźnienie ale musiałam zostać dłużej w szkole.
- Nic się nie stało ważne, że jesteś.
- Vils wiesz, że nawet o 2 w nocy w kapicach przyjdę.
- Wiem.- Uśmiecham się niemal niewidocznie
- Czemu Leon spał pod twoim pokojem? Kłótnia małżeńska?
- Nie!- Krzyczę.- Ja i on? Nigdy. Ma swoją Amber.
- To ci się stało?
- Od czego zacząć? Może od tego, że w mojej szkole jest taka laska Amber...
- Amber singer?
- Tak a co?
- Przedszkole. Mówi ci to coś?- Nagle w mojej głowie pojawia się tysiąc wspomnień.
-Ludmi patrz jaka śliczna.- Podbiegam do małej blondynki uśmiechając się. Obracam się przez co nowa sukienka faluje w powietrzu.
- Skąd ją masz?
- Moja mama ją zaprojektowała.
- Ta sukienka jest przeciętna.- Drobna brunetka podchodzi i szarpie mnie za rękaw od sukienki.
- Amber zostaw popsujesz.
- Upss...- Nowa sukienka odeszła w zapomnienie.
- Lu przepraszam.- Brunetka mówiła z udawanym smutkiem trzymając w rączce gęsty pukiel blond włosów.
- Ta, która porwała moją sukienką i obcięła ci włosy?
- Bingo kochana. Ale mów dalej.
- Kontynuując nie było okazji by ci powiedzieć ale Leon zaprosił mnie na randkę w sobotę.
- To wspaniale!- Lu entuzjastycznie klasnęła w dłonie.
- Nie do końca. Spotyka się tego dnia również z Amber. To jej wina owinęła sobie go wokól palca.
- Leon i ona są siebie warci.
- Violetto jak mogłaś!.- Po pomieszczenia weszła poprawka wbiegł a moja mama.- Nie tak cię wychowałam! Wynoś się z tego domu jak masz się tak zachowywać.- Szybkim krokiem zbliżyła się do mnie zepchnęła mnie ze schodów i wyrzuciła z domu. Oparłam się o ścianę budynku i zaczęła szlochać. Odeszłam. Błąkałam się uliczkami Buenos Aires. Było już ciemno i zimno. Łzy lały się po mojej twarzy.
- Niech jeszcze zacznie padać!.- Jak na zawołanie z nieba polały się strumienie wody. Usiadła na najbliższej ławce. Zasnęłam.
***
- Śpiąca królewno.- Usłyszałam. Otworzyłam oczy. Nie wiedziałam, która godzina.
- Przede mną stał mężczyzna około 30. Pogłaskał moje ramię.
- Z...zostaw mnie.- Powiedziałam z trudnością. Dopiero spostrzegłam, że jeszcze jest ciemno.
- Ciś.- Zbliżył się do mnie.
- Violetta!- Ujrzałam Leona, który był dość blisko bym mogła go sobaczyć.
- Leon.- Wychlipałam.
~♥~
Hej.
Jak obiecałam rozdział w tym tygodniu.
Dość długi.
Bardzo fajnie się go pisało.
I jakoś tak dobrze szedł.
Musiałam przestać bo jeszcze byście się za dużo dowiedzieli.
Gorzej było tytuł wymyślić.
No ujmę to tak z mamy Violki zrobiłam jakąś psychiczną.
Lajon będzie ją bronił przed menelem.
No następny jak zawsze nie wiem.
Jak się napisze to będzie.
Żegnam
Zapraszam do komentowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz